Bieszczady urzekają pięknymi krajobrazami, dziką przyrodą i jedynym w swoim rodzaju klimatem, którzy tworzą nietuzinkowi ludzie tu mieszkający. W zasadzie każdy, kto mieszka w Bieszczadach może opowiedzieć swoją historię. Mamy nadzieję, że i my opowiemy swoją.
Jesteśmy długoletnim małżeństwem, co tu dużo ukrywać parą mieszczuchów, którzy tak naprawdę nigdy nawet nie mieszkali na wsi, nie licząc pobytów wakacyjnych. Ale nigdy nie mów „nigdy”.
Andrzej – na co dzień informatyk, świetnie dogaduje się z komputerami, czasem lepiej niż z ludźmi, przed laty wieloletni instruktor harcerstwa, jeszcze do niedawna zeznawał, że nie lubi gór i jest uczulony na konie. Dzisiaj chce tu zamieszkać na stałe, zafascynowany klimatem Bieszczadów, dogaduje się z końmi nie gorzej niż z komputerami, (na szczęście okazało się, że jest uczulony tylko na siano i kurz a nie na konie). Andrzej od paru lat to zapalony biegacz. Dwa razy ukończył maraton Warszawski i ciągle stawia sobie nowe wyzwania. Już obmyśla nowe trasy biegowe, bo Bieszczady to wymarzone miejsce dla miłośników biegania. Od dawna prześladuje go myśl o Rzeźniku (dla tych nie wtajemniczonych to jeden z kultowych biegów górskich 80 km od Komańczy przez Cisną, góry Jasło i Fereczata, Smerek oraz połoniny do Ustrzyków Górnych, start o wschodzie słońca 3:30, limit czasu 16 godzin). Jedyne co go jeszcze powstrzymuje to partnerka, a raczej jej brak. Bieg organizowany jest w parach.   

   Iza – od wielu lat główna księgowa w dużej korporacji, pierwszy raz przyjechałam w Bieszczady z plecakiem mając 16 lat. Nigdy bym wtedy nie uwierzyła, że wrócę w to miejsce po 20 latach i będę miała swoje prywatne Bieszczady. Ja też mam swoje „nigdy”. Chociaż ogólnie bardzo lubię się ruszać i aktywnie spędzać wolny czas zawsze uważałam, że bieganie to najgłupszy sport . Człowiek nic tylko się męczy, dyszy i w ogóle gdzie tu przyjemność. Co innego pływanie, żeglarstwo albo windsurfing. Do biegania przekonała mnie moja przyjaciółka Alicja (którą serdecznie pozdrawiam) zaczynając od wolnego biegania wzdłuż plaży nie więcej niż 2 km. Dzisiaj nie wyobrażam sobie żebym miała nie biegać, to czas spędzony tylko ze sobą, swoimi myślami, pomysłami, odpoczynek dla głowy i trening dla ciała. W zeszłym roku przebiegłam swój pierwszy maraton. Teraz mogę się przyznać, że w myślach to był bieg w intencji Bieszczadów. Oczywiście zaczęłam biegać parę lat wcześniej i stopniowo dojrzewałam do tego wyzwania.
W tym roku niesamowicie nas kusi Maraton Bieszczadzki organizowany po raz pierwszy. Start 13 października 2013 roku o godz. 8:00, trasa z Wetliny do Cisnej, 47 km trochę więcej niż standardowe 42.195 i dodatkowo po górach. Andrzej już chyba podjął wyzwanie a ja nie lubię być gorsza.
Łukasz – nasz syn, student technologii drewna, być może znajdzie tu swoje miejsce.
Jakub – nasz młodszy syn, student informatyki na razie żyje bardziej w Matrixie, świat wirtualny bardziej go pociąga niż rzeczywisty.
     
   Czata – owczarek niemiecki, który wszystko potrafi tylko nie nauczyła się jeszcze mówić
Biesa – wilczak, czasem udaje wilka, kocha biegać, nasza przyszła maratonka.
Tak się zaczyna nasza historia i mamy nadzieję, że dalej będziemy ją tworzyć wspólnie z Wami, a Bieszczady same dopiszą zaskakujący ciąg dalszy…

Smerek 6 maj 2013